piątek, 29 grudnia 2017

Porządek w szafie - jak się za to zabrać.



Zebrałam się w sobie by po prawie miesiącu napisać o moich porządkach w bluzkach. 3. grudnia postanowiłam przejrzeć wszystkie swoje bluzki, posortować je i zadecydować czy ich miejsce w mojej szafie jest uzasadnione. Dużo ostatnio myślę o szanowaniu swojego czasu, swoich rzeczy i tym, że pora odnaleźć siebie w ogólnym przepychu świata. Gdy planowałam rok 2017 wpisałam cel: „zminimalizować swoją szafę”. Przyznaję, że w ogóle o tym nie myślałam w mijającym roku. Rzadko robiłam zakupy, bo i budżet na to nie pozwalał i nie bardzo miałam gdzie się stroić. Może to lepiej. Niestety wiele z moich ubrań pamięta czasy studenckie, gdy cena była głównym wyznacznikiem, czy warto coś kupić, czy nie, a jak to wygląda to i tak nie ma znaczenia. Nastał bardzo dobry czas na zmiany i stopniowo będę je wprowadzać, natomiast nie chcę pozbyć się wszystkiego na raz bo nawyki trzeba wypracować.
Ten wpis poświęcam tylko kategorii bluzki, ponieważ koszule, sukienki, spódnice i spodnie albo nie stanowią dla mnie problemu, albo już je porządkowałam, albo czekają na kolejny sezon by zastanowić się w czym chodziłam a w czym nie.

Jak zabrałam się za porządki?
Wszystkie bluzki wylądowały na łóżku. Z wyjątkiem egzemplarzy, które oczekiwały na pranie.

Posortowałam je tematycznie:
Tylko na zimę:


W tej kategorii znalazło się 7 bluzek. 3 z długimi rękawami, skórzana, 2 z grubszego materiału i jedna w biało czarne wzory (w sumie nie wiem co robi w tej kategorii, jest w miarę uniwersalna). Z tych bluzek lubię tylko 2. Biało-czarną i w biało-niebieskie paski.  Skórzana bluzka choć piękna, jest bardzo niewygodna. Ciężko się ją zakłada i jest bardzo krótka.

Tylko na wakacje:

Kategoria odkryty brzuch, prześwitujący materiał lub bardzo duży dekolt. Ewentualnie wszystko na raz. 😉 5 sztuk. Kremowa bluzka na szerokich ramiączkach to moja ulubiona. Pewnie dlatego jest już bardzo zniszczona i myślę, że po najbliższym wyjeździe będę musiała się z nią pożegnać.

Lniane:

4 sztuki. Dla mnie lniane rzeczy to podstawa na wyjazdach.

„Basic”:

6 sztuk. Tylko szara i czarna na szerszych ramiączkach są w dobrym stanie. Reszta jest poskręcana, sprana lub ma dziurki.

Moje ulubione:

7 sztuk. Każda inna. Ciężko określić czemu je lubię, natomiast każda z nich ma bardzo dobra formę, a ja czuję się w nich kobieco. Największy mankament posiada bluzka biała – na rękawie miała rozpruty szew. Obecnie jest zaszyty, ale nie jest to zbyt piękny widok.

Kiedyś lubiłam, ale już od dawna nie wyglądają dobrze:

8 sztuk. Nie wymaga komentarza.

„Jak to się znalazło w mojej szafie?”:

6 sztuk. Również nie wymaga komentarza.


Łącznie 43 sztuki bluzek. Przypominam, że część znajdowała się w praniu, a koszule to osobna bajka. Docelowo chciałabym, aby z mojej szafy znikła kategoria "zima", "lato". Uważam to za marnotrawienie przestrzeni. Lepiej wybierać rzeczy uniwersalne.









Jak rozprawiłam się z bluzkami?
Ułożyłam z nich 3 stosiki.

Części rzeczy się pozbyłam. Ponieważ minął już prawie miesiąc mogę śmiało powiedzieć, że mi ich nie brakuje. Nie wszystkie były zniszczone, ale w żadnej z nich nie czułam się już dobrze.

Nie warto trzymać rzeczy, które:
- są za duże lub za małe,
- są najprzeulubieńsze i co za tym idzie sprane jak szmaty do mycia podłóg,
- są uszkodzone, mają poskręcane szwy albo się prują, napis się sprał, a cekiny odpadły,
- z jakiegoś powodu już do was nie pasują. Może po prostu moda przeminęła albo ty się zmieniłaś. Każda opcja jest możliwa, ale wtedy zawsze powtarzam sobie: „prędzej kupisz nowe takie samo niż wrócisz do starego”.

Druga część rzeczy wylądowała w płóciennej torbie. Znajdują się tam ciuchy tylko na lato, takie których żywot dokona się podczas pobytu w Tajlandii i już ze mną nie wrócą lub w ogóle z nimi nie pojadę, jeżeli podczas pakowania uznam, że są zbędne. Jest też kilka rzeczy, które bardzo lubię, ale są już zniszczona, a ja nadal nie umiem ich wyrzucić.  Daję im jeszcze trochę czasu. Jest też kilka egzemplarzy w bardzo dobrym stanie. Pewnie dlatego, że zakładam je gdy kompletnie już na sobie nie mam pomysłu, takie bardziej po domu, itp. Wiecie co mam na myśli? Mąż zawsze mi mówi: „zostaw, może się przydadzą po domu”. Tak… Musiałabym nie wychodzić z domu, żeby wszystkie się przydały. 😉 Nie mniej jednak mam wyrzuty sumienia wyrzucając dobrze rzeczy, dlatego jeszcze zostały.

            Plan co do tej torby jest taki, że przed wyjazdem na wakacje rozpakuję ją i przejrzę te rzeczy. Jeżeli do tego czasu o żadnej z nich nie pomyślę i nie zechcę założyć, znaczy się są mi zbędne. Naturalna selekcja. Po prawie miesiącu przyznaję, że gdyby nie ten wpis to całkiem zapomniałam, że tę torbę mam.


            Resztę rzeczy ułożyłam kolorystycznie. Są to moje ulubione bluzki. Dzięki takiemu posortowaniu zorientowałam się, że najlepiej czuję się w rzeczach czarnych, białych, odcieniach błękitu/niebieskiego i delikatnego różu. Kupując w przyszłości ciuchy będę to miała na uwadze. Dużo łatwiej będzie mi dobrać coś, co polubię i nie będę żałować.


    

        Dodatkowa zasada jaką wprowadziłam w swojej szafie: kupuję – wyrzucam. Jeden za jeden. Ponieważ dalej mam kilka zniszczonych ubrań najłatwiej będzie mi się z nimi rozstać w momencie, gdy pojawi się coś nowego. Inaczej mogłyby się pojawić wątpliwości. Mam tak szczególnie z gładkimi t-shirtami, które wymagają wymiany, ale ciągle nie mam dla nich zamiennika.  

Czego ciągle brakuje w mojej szafie?
- biała bluzka na ramiączkach,
- biały t-shirt z delikatnym nadrukiem lub gładki,
- czarny t-shirt,
- dopasowana spódnica na co dzień. Najlepiej jeansowa. Ponieważ mam dużo szerokich bluzek (taka, głupia moda…) ciężko mi je zestawić z moimi spódnicami.

Jakie wyzwanie stawiam przed sobą w nowym roku?
7rzeczy/7dni. Zainspirowana „Szafą Minimalistki” postanowiłam z niedziele przygotowywać zestawy ubrań na cały tydzień. Dzięki temu będę wiedziała jak szybko zestawić ze sobą elementy stroju i dowiem się co nie pasuje mi do niczego. A sporo jest takich rzeczy w mojej szafie, co widać po ilości „wzorków”. Kolejnym plusem będzie zmotywowanie się do prasowania ubrań z czym mam wieczny problem. Oszczędzę też czas ponieważ zawsze dobór ubrań zajmował mi sporo czasu każdego dnia.

Ps. W porządkach towarzyszyła mi Zivka. Jeżeli chodzi o czyste ubrania działają na nią jak magnes. Chyba każdy kot tak ma. ;)

sobota, 16 grudnia 2017

25 - czas podsumowań. Czego żałuję.




Hej!

W piątek skończyłam 25 lat. Chyba nastał czas podsumowań… Ja jednak nie czuję się na nie gotowa. W związku z tym postanowiłam, że przez cały rok będę podsumowywać moje 25 lat życia i planować kolejne 25, 50, 75 lat…


Ja generalnie nie mogę narzekać na moje 25 lat i jestem dumna z tego co w tym czasie osiągnęłam. Tym bardziej przekornie postanowiłam podsumowania zacząć od 25 rzeczy, których żałuję w swoim życiu.



1. Żałuję, że nie dbałam bardziej o zęby. Teraz nie są złe, ale jako dziecko nie przywiązywałam do nich zbytnio uwagi.

2. Żałuję, że zaczęłam przeklinać. Tego chyba nie trzeba komentować. Niestety, klnę jak szewc.


3. Żałuję, że przestałam tańczyć. Że nie miałam możliwości bardziej rozwijać się w tym temacie.

4. Żałuję, że nie polubiłam się z angielskim. Rozumiem wiele, ale niekoniecznie umiem odpowiedzieć. Chciałabym mieć większą swobodę w porozumiewaniu się tym językiem.


5. Żałuję, że chciałam komuś zaimponować, a przez to straciłam kawałek siebie.

6. Żałuję, że zaniedbałam swoje pasje. Teraz nawet nie umiem powiedzieć jakie one są.


7. Żałuję wyboru studiów. Serio. Nie wiem co mi odbiło. Budownictwo jest be. Szczególnie dla kobiety. Chociaż trochę szczęścia w tym wszystkim, że zaczęłam pracę w projektowaniu, a nie upierałam się przy budowie.

8. Żałuję, że nie mam rodzeństwa. I to jest wielki żal, bo czuję się samotnie. Święta nie mają uroku. Nie mam nikogo z kim mogę pogadać o wszystkim.

9. Żałuję, że mój wzrok się popsuł. Że muszę nosić okulary. Żałuję, że kiedykolwiek przyszło mi na myśl, że to byłoby fajne, bo tak ładnie wyglądam w okularach. Teraz jest mi przykro, gdy jestem w górach i nie widzę wiewiórki biegającej po drzewach, bo mam za słabe szkła.

10. Żałuję, że nie czuję się pewnie za kierownicą.

11. Żałuję, że odkąd wyjechałam na studia praktycznie przestałam jeździć na nartach. To jedna z nielicznych rzeczy, która dawała mi poczucie wolności.

12. Żałuję, że nie wierzę w siebie i nie daję sobie szansy na sukces.

13. Żałuję, że nie pozwalałam sobie na imprezy w trakcie studiów. Jednak to jest taki czas, który nigdy nie wróci.

14. Żałuję, że pracuję na etacie. Zdecydowanie jest wolnym duchem i powoli zaczynam odczuwać, że się duszę w biurze.

15. Żałuję, że skrzywdziłam pewnego człowieka, który chciał mi ofiarować swoje serce na dłoni. Był dobry, troskliwy i jedyne co nie zagrało to ja. Byłam za młoda i zbyt głupia. Ta relacja nie miała żadnych szans, ale mam wyrzuty sumienia do samej siebie, że potrafiłam się tak zachować wobec drugie człowieka.

16. Żałuję, że żyję w czasach, kiedy wszystko się wycenia.

17. Żałuję, że nie pojechałam w podróż dookoła świata. To było moje marzenie. W 100% wypływające z serca. Nie jest to moda, nie jest to marzenie kogoś innego, które ukradłam. Jest ono moje i tylko moje. Szczere. A mimo to, wiem że już go nie spełnię. Jedynie mogę smutek wypełniać substytutami tej podróży w nieco bardziej okrojonej formie.

18. Żałuję, że nie mam przyjaciółki. Takiej prawdziwej, do której mogłabym zadzwonić w każdym momencie.

19. Żałuję, że nie mieszkam nad morzem. Najlepiej ciepłym.

20. Żałuję, że jestem tak nerwowa.

21. Żałuję, że się poddałam. Przecież zawsze doskonale wiedziałam czego chcę, a jakby straciłam cel z oczu na kilka lat. Tak bardzo chciałam być dobrą żoną, córką, studentką, koleżanką, że przestałam mówić o sobie.  

22. Żałuję, że wcześniej nie poznałam mojej wartości.

23. Żałuję, że jestem zmarzluchem.

24. Żałuję, że nie mam czasu czytać książek. Choć powoli to zmieniam.

25. Żałuję, że żyję w czasach smartfonów. Zapominam przez to o cieszeniu się chwilą i małymi przyjemnościami. Zamiast patrzeć na świat, patrzę w ekran.

Pierwszy wpis z serii podsumowań. Na pewno nie ostatni. Bardziej dla mnie niż dla kogokolwiek innego.

Cały czas zbieram się do napisania Wam o moich porządkach w szafie i wyzwaniu „ubraniowym” jakie przed sobą postawiłam, ale jakoś mi to nie idzie. Wiecznie brakuje mi czasu! To jest bardzo gorący okres w pracy i życiu. Jeżeli jesteście ciekawi to ku motywacji dajcie znać w komentarzach.